
ODCINEK 6 - Z Pamiętnika Psotnika czyli Simowa logika i pozory normalności.
To, co rujnuje nam Simżycie.
Jak to jest, że w pewnym momencie życie daje nam porządnie w mordę? Dwa razy... Najpierw dostajesz nagrodę za solidne wagary, na które wyciągnęła cię Morgan. Tak, jestem szóstkowym uczniem i powinienem teraz siedzieć w ławce jak wszystkie szanujące się kujony i chłonąć Simwiedzę a tak poleca mi oceny. To jednak nie jest najgorsze.

Plan jest taki: napiszę pamiętnik od nowa. Będę opisywał kwiatki, motylki i że codziennie odrabiam lekcje, moje życie jest cudowne a ze szczurem to się normalnie zakumplowałem. A tak naprawdę to jestem załamany. ;(
Morgan wkrótce poszła a mnie dopadła taka chandra, że nic tylko usiąść za barem i wychylić parę soków.
A wtedy spotkałem ucieleśnienie Simowej logiki. Dosiadła się do mnie bowiem żona Dona Lothario i bezczelnie gapiła się w miskę chipsów, które zakupiłem za ciężko zhakowane pieniądze z Funduszu, nom omen, Lothario... Postanowiłem więc wykorzystać sytuację a jako że jestem trochę wredny i w dodatku nie znoszę tego chłopa jak karalucha, uznałem, że pora namieszać trochę w grze zwanej życiem...
Zaproponowałem więc, podle i występnie, żeby zerwała z Donem.

Taaa, jestem niezwykle skuteczny, mogę sobie pogratulować. Kobieta ma głos jak chłop, niezbyt ciekawą twarz i prezentuje się jak te tabuny randomów ulicznych, które widuję kiedy kręcę się bez celu obok budki z hot-dogami pod moim blokiem, więc w życiu nie porzuci chłopa z TAKIM nazwiskiem...
Albo może...

To się nazywa Simowa logika, prawda?
A potem wróciłem do domu...
Kiedyś gdzieś przeczytałem, że opatrzność czuwa nad dziećmi i idiotami. I nie, żebym uważał siebie za dziecko, bynajmniej! Jeżeli ktoś daje klucze do mieszkania trzem osobom to jest jasne, że one przyjdą w tym samym czasie i natkniesz się na nie już w progu własnego lokum. Proste, a zważywszy na to, że kucharzę niemalże na wycieraczce one będą pilnowały drzwi, bo przebywają w okolicach stołu. No! To tyle z topografii.
Siedziały tam we trzy a ja autentycznie modliłem się, żeby żadnej nie przyszło do głowy się witać! Cały misterny plan trafi bowiem do krainy wiecznych łowów a ja będę miał nad głową nie jedną, ale trzy furie i wtedy skończę jak Diabeł albo ten worek treningowy, w który regularnie wali Marcus Flex, taki wielki typ, który ma czworo dzieci z różnymi Simkami a w końcu wylądował w związku partnerskim z jednym sympatycznym grubasem.
W mieszkaniu był taki jazgot, że zatęskniłem za skrzypcami Eurona, a to już jest sytuacja ekstremalna. Jedna przez drugą gadały jak najęte a sytuacja zrobiła się dosyć napięta... Lilith prychała i warczała, czym zwróciła uwagę Jessiki.
- Ty jesteś wampirzycą! - dokonała wreszcie odkrycia – po czym spojrzała na mnie ze strachem a ja już wiedziałem, ze zaraz zacznie rozpaczać nad potencjalnym losem zjedzonego przez krwiopijcę jej Pysiaczka.
- Nie – odparła Lilith z przekąsem – panią Zadecką.
- Jesteś! - dowodziła Jessica – jak śmiesz tu przychodzić? Tu są dzieci!
I Diabeł – rzucił bez sensu Euron, po czym zarył nosem w swojej pracy domowej.

Siedziałem przy stole i gapiłem się tępo w okno na przeciwko. Potwornie chciało mi się spać, ale przecież nie jestem taki niekulturalny jak te głupie Simy, które przy gościach ładują się do wyra i zasypiają. Tzn. moi starzy tacy byli i ja pewnie też bym taki był, gdyby nie jakaś życzliwa SIŁA, która mnie skutecznie powstrzymywała od kierowania się w stronę łóżka. Tak jakby COŚ czekało na dramę... Ale życie okazało się być łaskawe... Wreszcie prezent od losu!

Cholerną wizytę więc przespałem (choć miałem koszmary...). Tylko Euron chodził potem coś zły na cały świat, ale on zawsze ma jakieś dziwne pomysły...
Szukam pracy!
Doszedłem do wniosku, że warto zainwestować w rozwój i zacząć zarabiać w uczciwy sposób a wszyscy przecież wiedzą, że szukanie roboty to rzecz najłatwiejsza pod słońcem, wystarczy tylko wybrać w telefonie aplikację i zdecydować się na jeden z wariantów. A te są całkiem atrakcyjne... No, chyba że jesteś nastolatkiem.
Miałem więc do wyboru kilka przewybitnych opcji, takich jak barista (po mojej kawie wszyscy pewnie by się potruli), opiekun do dzieci (ta, już widzę jak latam za bachorkami i czytam im książeczki... przecież ja nawet nie wiem, czy lubię własnego brata!), sprzedawca (szczerzenie się do klientów przez cały wieczór i udawanie, że się jest idealnie zadowolonym ze swego życia nie leży w granicach moich możliwości)... Rozważałem jeszcze karierę w fastfoodzie, jednak w końcu zdecydowałem się na pracownika fizycznego. Raz, że pracuje się tylko w weekendy więc będę miał czas na odrabianie lekcji w tygodniu i dalsze, systematyczne likwidowanie plugastwa w moim domu (Euron jest ostatni na liście, jak boss w grze RPG), a dwa, że można pojeździć koparka,co jest super i nie mogę się nawet doczekać!

Pewne siebie zło spotyka smutną wredotę.
Strzygłem sobie właśnie trawnik we wzorki u jakiegoś snobistycznego typa, który wciąż krążył bez sensu między stolikiem do szachów a jacuzzi (a robił to w samych gaciach), kiedy naraz dojrzałem znajoma twarz, jak ciągnęła szlauch z wodą zza budynku (uściślę – szlauch ciągnęła osoba, na której tkwiła owa znajoma twarz). Toż to Wolfgang-Renegat we własnej osobie! Ubrany był tak jak ja i też obsługiwał ogród. Zamachał do mnie przyjaźnie, po czym wdaliśmy się w gadkę o życiu, muzyce, psotach (to mój pomysł) i o Mrocznym Kosiarzu (on z kolei forsował ten temat). Po czym dowiedziałem się, że od ostatniego razu na basenie, kiedy Wolf przez prawie całą dobę krążył bez celu między armaturą łazienkową, ani razu nie zwołano spotkania klubu Renegatów. Na szczęście – jak twierdził Wolf – ponieważ umarł wtedy z nudów i przez pół następnej nocy dopadła go taka depresja, że rozważał dla odmiany przyłączenie się do Ideałów, konkurencyjnego klubu, który zajmował się głównie przymierzaniem jakichś szmat z szafy garderobianej i spijania sobie z dzióbków słów miłości i przyjaźni.
Od tamtej pory staliśmy się najlepszymi przyjaciółmi!

A nasze rozmowy bywają naprawdę budujące.

Euron szuka przyjaciół.
Jest sobota a ja siedzę w parku obok placu zabaw. Euron namówił mnie na wyjście tłumacząc, że wreszcie chce poznać jakieś dzieci. Była tu nawet jedna dziewczynka, ale szybko sobie poszła, więc na razie bawi się sam... I muszę przyznać, że mnie zaskoczył! Zachowuje się jak normalne dziecko, które udaje kosmonautę. Zwykle Euron gra w Komandora Klawiatury (przeszedł ją chyba z 50 razy!) albo obsesyjnie odrabia każdą możliwą pracę domową. I gada do pluszaka. Miła odmiana!

Całkiem tu przyjemnie. Nic nie zapowiada kłopotów... Spokój, cisza, ptaki śpiewają a obok śpi sobie żul bezdomny. Życie bywa spoko!

Epilog.
Tymczasem całkiem niedaleko... Choć w innej okolicy...

Wykorzystałam fragment komiksu kreatory z historyjki Spadkobierca Vimesów, bo mnie rozbawiły one (ten fragment i ta historyjka).