
ODCINEK 1 - Z Pamiętnika Psotnika czyli jak rodziło się ZŁO
Dzisiaj w szkole nauczycielka wpadła na pomysł (to gruba przesada, jest tak głupia, że prędzej to pomysły wpadną na nią) żebyśmy pozakładali sobie pamiętniki i poudawali, że mamy w nich coś ciekawego do opowiedzenia. Patrzyła przy tym na mnie tym swoim wzrokiem bazyliszka spod bryli pamiętających jeszcze czasy wczesnej Dwójki bo, takie odnoszę wrażenie, uważa mnie za niestabilnego debila. Może i jestem niestabilny, zbyt często wszystko mnie wkurza albo stresuje, ale debilem nie jestem, bynajmniej!

Teraz jest wieczór ale coś mi mówi, że za chwilę nawiedzi mnie sąsiad z mieszkania obok, któremu przeszkadza to, że siedzę przy stole i myślę. Serio! Facet ma rentgen w oczach i uszy z czujnikami naddźwiękoowymi (jest w ogóle coś takiego na świecie?). W każdym razie jak wieczorem cicho kichnąłem w swoim pokoju to mówił mi nazajutrz „na zdrowie”. To było wtedy zanim przestał nas lubić. A nie lubi od momentu, w którym Euron doszedł do wniosku, że koniecznie musi się nauczyć grać na skrzypcach (najtańszych!) o drugiej w nocy, bo ta baba spod 12 urządziła ostrą imprezę i ganiała po pokoju (tak myślę) w samym ręczniku. Gość jednak przyczepił się do euronowej twórczości (nie ukrywam, miał trochę racji, nawet to po cichu szanuję), kompletnie ignorując hałasy u sąsiadów. Wtedy skończył się Dzień Dziecka i usłyszał o sobie kilku ciekawych rzeczy. Od tamtej pory coś pomrukuje, kiedy mnie widzi.
Ale miałem o swoim nieciekawym życiu... Serio, naprawdę nie ma o czym pisać i gdyby nie to głupie zadanie, w ogóle nie zawracałbym sobie tym głowy.
Moim najmocniejszym, zapamiętanym z dzieciństwa wspomnieniem, był odlot ojca. I nie był to taki zwykły odlot jak to się imprezowym Simom zdarza, bo chłop miał łeb jak sagan i wlewał ponoć przy barze niezliczone ilości soków wyskokowych prosto z butli a potem potrafił zbugować się mentalnie w jacuzzi i siedzieć tak do momentu, aż go matka nie wywołała kodem, aby łaskawie udał się wreszcie do pracy. Wkładał wtedy takie pasiaste wdzianko, w którym wyglądał jak chudy owad i wychodził nocą z domu, aby przynieść rano trochę gotówki. Ojciec lubił tez oszukiwać w szachy i ponoć odleciał w kosmos. Serio. Pewnej nocy wypatrywał gwiazd i go wessało. Od tamtej pory zostaliśmy we troje: matka, Euron i ja.
Od początku matka twierdziła, że coś ze mną nie tak. Całe dnie potrafiła czepiać się mnie o pierdoły, na przykład o to, że nocą wymykam się z domu i podobno czasem przywożą mnie radiowozem (dzięki, pani sąsiadko Cleveland, kiedyś się policzymy!). Matka była głucha i ślepa: posadź ją przy drzwiach a zauważy muchę na ścianie, plamę na suficie czy okruchy po naleśnikach sprzed tygodnia, ale dużego mnie nie dostrzegłaby nawet, jakbym podszedł do niej i przystawił klakson do ucha, dlatego nigdy mnie nie przyłapała na tych praktykach, ale kary były dotkliwe.
Ponadto twierdziła, że to ja jestem ten gorszy, bo jako bachorek chlapałem się ponoć w kiblu i budowałem nieprawidłowe bałwanki ze śniegu.
Prawidłowy bałwanek innych dzieci:

A to moje dzieło:

Mieszkaliśmy wtedy w mieszkaniu w Belladonna Cove a ze swojego pokoju miałem fascynujący widok na krzaki. Niestety, zmieniły się wkrótce zasady gry i chyba na razie nie mam widoków na studia.
Pewnego dnia, tuż po urodzinach Eurona, z naszego życia zniknęła i matka. Wróciłem pewnego dnia ze szkoły a jej nie było. Marissa Cleveland (pozdrawiam!) stwierdziła złowrogo, ze pewnie nawiedził ją Mroczny Kosiarz zaś jej mąż Jason uznał, że może znalazła sobie jakiegoś normalnego faceta, który nie zaakceptowałby zepsutego nastolatka kryminalisty i jego młodszego braciszka psychopaty (pan, panie Cleveland, jest drugi na mojej liście). Oboje wyglądali na mocno rozbawionych (zło zostało ukarane, trzeba teraz wykarczować złogi z ich spokojnego sąsiedztwa, prawda?) choć, oczywiście, deklarowali bezbrzeżną troskę. Nie powiem, to było...
W każdym razie wziąłem Eurona pod pachę i zwialiśmy stamtąd, zostawiając za sobą smrodek skandalu (wszystkie dwa kible w mieszkaniu Clevelandów zostały w tajemniczych okolicznościach uszkodzone a kuchnia spłonęła ze szczętem...).
I tak stanęliśmy na klatce schodowej naszego nowego domu. O tym jednak opowiem jutro, bo Raj znowu wali w drzwi. Zaraz mu wygarnę, blurf! < - maniery> co myślę o waleniu w drzwi i podsłuchiwaniu cudzych myśli!!!
