




Jon nie miał lekko bo zgodnie z zasadami Stworcy zaczynał tak jak inni jego przodkowie z 20 tysiacami simelonów w kieszeni. Jednak w sim swiecie ceny nieruchomości skoczyly pod sufit, a juz ceny wiekszych parcel w nadmorskim Sulani przebijały ten sufit. W ten sposob Jon wydal za parcele na wyspie 7 tysiecy simelonów i zakupił domkek z baardzo skromym wyposazeniem. Bez TV, bez wanny, bez stolu do jadalni , bez krzeseli radia, ale za to z niskim stolem do salonu (50 dolców) - na czyms trzeba bylo polozyć niezbedne ksiązki , noszące dumna nawe biblioteki. Oczywiscie nabyto tez coś co pełniło role kanapy przy tym stole, bo na czymś trzeba było siedziec konsumujac posilki, Na wposazeniu było takze nedzne wyro klasy "Nie oczekuj luksusu", prysznic - "Zimna woda zdrowia doda" i staromodny kibelek. Komputer o parametrach troche powyzej zera umieszczony zostal na najtanszym dostepnym stole za 120 simelonów. W kuchni zardzewiała wsiowa kuchenka, studencka lodówka, wielofukcyjna umywalka i jeden tani blat robiły za wyposazenie. Upiekszającymi elementami byly trzy zdjecia po 10 doldów za sztukę, Szara eko podloga z wybrakowanych resztek z tartaku obnizała rachunki , a eko- dachowki na dachu produkowaly odrobinę pradu. Jednak kasy starczylo też na kurnik i trzy piskleta i pozostalo jeszcze troche gotówki na zakup sadzonek. Oprocz tego parcela była geotermalna i posiadala własna studnie. (W ten sposob pierwsze oplaty za chate wyniosły oszalamiajacą sume 180 dolarów. ) Ceny zestawów do sadzenia rosli byly skandalicznie wysokie i nic prawie ineresujacego w tych zestawach nie było, wiec Jon wybrał sie do Hamford do kramu aby nabyc potrzebne mu sadzonki pojedynczo. I tam pod kramem ujrzala go po raz pierwszy pani Burmistrz ktora przezyła na jego widok coś, co tak poetycko opisal kiedyś Wiliam Shekspear
When i saw you, I fell in love, and you smiled because you knew...
Co w bardzo wolnym poetyckim tłumaczeniu. ktore stara sie jak najlepiej oddac znaczenie tego co Shekspear napisał brzmi:
"Gdy zobaczyłam cię miłosc wypelnila moje serce. a ty usmiechnęłeś sie, bo to odgadleś ..."
Usmiech Jona jednak zdecydowanie nie wyrażał cichej satysakcji z udanego podboju i prawdodpodobnie Szekspir padłby ze smiechu gdyby go zobaczył. Załatwiając sprawy dla pani Burmistrz za obiecane 120 dolcow i cos tam wiecej, Jon poznał Michala Straznika Zwierząt od którego dostał 2 grzyby jeden zweter dla kury, ktory sprzedal natychmast - idea kury w tropikach w swetrze mogła zagotować mózg - i pare cennych porad Praca ekologa oraz plony z ogrodu przynosiły Jonowi stały choc niewielki na razie dochód, Stwórca sie ugiął i zamiast ciułać na lepsze łozko zakupil oprócz obory tez ul i malutki telweizor z odzysku. Pojawily sie w ogrodzie tez ptaszki, Wprawdzie zdobycie pniaka z ptaszkami zabralo Jonowi troche czasu ale było warte trudów. Plony z ogrodu znacznie wzrosły no i nie tracił czasu na opryski przeciw owadom. . Jon mial mocne magiczne korzenie i wystaczylo by raz przelazł przez portal do Krainy Magii aby z automatu dołączyć do grona czarodziei. Poswiecil na te wizyte tylko pol dnia , nabyl miotłe, nauczyl sie dwoch zaklęć i od tego czasu noga jego tam juz nie stanęła. Miotla byla nizebedna w pracy ekologa jesli chcialo sie poprzatac szybko zaśmiecone plaże. Nabyto też po tygodniu wannę bo sprzątanie plaz było zajeciem brudnawym i przyprawiającym o stress. Wizja wygodnego wyra znow sie oddalila. Były momenty gdy biedny piksel urywal sie pod nowy telewizor poogładać pornosy i nawet dal sie uwieść ze dwa razy jakimś zgrabnym wyspiarkom podczas odwiedzin parceli społecznej gdzie grywal w szachy z przygodnymi zanajomymi ale sam byl zbyt zajety by poszukać sobie jakiejś dziewczyny. Wszystkie jego kury kochaly go nad zycie i jak sie potem okazalo były nawet o niego zazdrosne, choc mu daleko było do idealnego koguta ale on był Vimesem i wszystko co go interesowalo powinno jednak mieć cos w rodzaju biustu i na pewno nie powinno byc obrośnięte pierzem. Oprócz obrabiania swego gospodarstwa trzeba bylo jednak pracować, bo wplywy z pensji były poważną pozycją w budżecie, a dochody z wełny lamy i jajek nawet nawet wspaniałych nie byly odpowiednio wysokie jesli sie weźmie pod uwage ilość czasu które należało tej hodowli poświecić. Nawet jesli wliczymy do zarobków czesci do ulepszeń ktore to części ubocznie lama i kury produkowały. Za duzo żelaza w pokarmie? Na szczescie mieszkanie na wyspie mialo swoje plusy bo wytresowany delfin zjawial sie na zawołanie pod domem aby pomoc wypelnić zapracowanemu Jonowi ktoreś z zadań ekologa. Do tych zadań nalezało też badanie dna oceanu i Jon przezył swego czasu niezly stress gdy po wynurzeniu spotkał sie z rekinem. Stress przeżyl też Stwórca, bo nie zdążył cholernej fotki zrobić. Rekin rozpoznal oznaczenie MCC na Jonie "nigdy nie umrze" i zniesmaczony błyskawicznie się oddalił. Jona nigdy nikt nie zawiadomil ze jest od rekina ubezpieczony wiec odcierpial te spotkanie 2 godzinnym ujemnym nastrojnikiem. Nastal wreszie wyczekiwany przez Jona i Stworce dzień i slodki pisklaczek o imieniu Devil wyrósł na dorodnego koguta. Wygląło toto zupełnie niewinnie i tylko plomienne oczy zdradzaly ze jest to kogut do zadań specjalnych. Devil podchodził do swoich obowiązków powaznie i patrolowal wyspe od wieczora do pólnocy odsypiając nocne waty przedpoludniem . Zdecydowanie jak na demonicznego koguta przystało preferował wieczory i noc. Jona uwazal za za Bossa i gotow był bronić go przed kazdym zagozeniem, niemniej na zadne przytulanki juz nie pozwalal uwazając to chyba za ponizej swojej godności Oczywiśćie Stworca chciał sie przekonac ile warta jest ta obrona wiec wywiesil na parceli ogloszenie "Dzikie lisy mile widziane" . Lisy olały pływanie w oceanie i po prostu teleportowaly sie na parcele. Czasem po dwa jednoczesnie. Pierwsze lisy odteleportowaly sie szybciutko na sam widok bojowego koguta ale czwarty juz niemial takiego szczęścia i spotkal sie z Devilem nos w dziób. Nie wiem kto przezył wiekszy stress lis czy kogut. Lis zwiał jakoś szcesliwie ale Jon musiał biednego Devila uspakajać przez pól dnia gdyz ten nabawił sie nerwicy. Na tym Sworca eksperyment z lisami zakończył bo jajka straciły na jakości. Jon był juz u szczytu kariery, mial duzo wiecej pieniedzy i wolnego czasu, ale Sulani wciąz nie osiągnelo stanu kwitnącego, co było niezbędne aby mógł się wreszcie zająć sie testowaniem nowej aspiracji zwiazanej z jogą juz nie wspominając o jakimś romansiku który mu się słusznie należał, no bo ile mozna! Pozory mylą. Ten miejscowy tubylca jest ucywilizowanym ekoloegiem, zamiast oszczepu ma telefon komórkowy , malunek na nosie jest kremem przeciwsłonecznym. Odwiedza czesem Jona by wymienic z nim miejscowe ploteczki, ewentualnie kupić jajka albo zawiadomić, ze wulkan wybuchl. Znowu... Domek Jona mial juz wyposazenie o wysokim standarcie, był ekologiczny do bólu, w oceanie pojawily się żółwie i nastala pora aby Jon wreszcie spotkal jakąś panienkę . Jednak przedtem należało popracować trochę nad kondycją. Posługiwanie się miotlą do latania mialo swoje plusy ale na pewno nie pomagalo wyrobieniu pokazowej muskulatury. Jon jakies tam muskuły mial - 6 stopien sprawności fizycznej troche mu ich dodał ale wciaż mu daleko bylo do idealu. I wreszcie nadszedl wyczekiwany moment! Joy opuściła CAS do ktorego ją cofnęło po nieudanym debiucie w Galerii i mogla byc przestawiona Jonowi. Dialogow nie ma bo slowa byly nieważne. Oczywiscie coś tam z siebie musieli wydusić na powitanie ale generalnie porozumiewali sie na innym poziomie. Czytaj Jon gapil sie na nią jak ciele na malowane wrota a jego marzenia były kategorii "od lat 18, a Joy robila zalotne minki i demonstraowala cała sobą na co tak naprawdę ma ochotę. Wyglądało na to, że to bedzie romans stulecia i Disney od samego startu. Po powrocie do domu Jon juz tylko snił i marzyl aby spotkać ją ponownie...