Vimes Cz1. Seria 1+1 i Leon kot
: piątek 20 kwie 2018, 16:11
Przeprowadziłem się tutaj na nowe tereny razem ze Stwórcą. Oczywisćie pamiętnik pozostał w starej lokalizacji. Trochę streszczę co sie wydarzyło przed przeprowadzką , bo jakoś nie liczę na to, ze ktoś się przeleci do mojego byłego miejsca pobytu i to odkopie. Na szczęcie dla mnie mało jest do streszczania,. Zwykła historia faceta , ktory zaliczył wpadkę z wampirzycą i szantażem został zmuszony do wychowania bobaska. Czy żałuję straconego na to czasu? Absolutnie nie. To raczej mamusi strata . Jon jest wspaniałum chłopakiem i jestem z niego dumny. Co nie znaczy, ze ostatnio nie mielismy drobnych nieporozumień. Troche to potrwało zanim do mnie dotarło , ze to już nie dziecko, ale prawie dorosły gość.
Troche w tym mojej winy, bo nie dotrzymalem slowa - wiem jestem świnią - opuściłem go, by wrócić do Selvadorady i tym samym przegapiłem jego urodziny, a to co zastałem w domu po powrocie troche mnie szoknęło.
Ale po kolei . Niefart miałem od startu podczas tego urlopu. Najpierw euforia bo natknęlem sie na obiecujacy teren i to pod samą chatą, zaraz za ogródkiem. Powinienem przewidzieć co tam zakopano ale chyba miałem zaćmienie umysłu. Krotko mówiąc zrobiłem z siebie idiotę.
Pech mnie nie opuszczal, bo gdy polazłem na targ po kwiatki do odpędzania owadów, ktore mi "wyszły" podczas ostatniej wyprawy oczywiscie wszystko inne było oprócz tych cholernych kwiatków!
Zwyczajowo wpadłem do baru zeby spłukać smak niepowodzenia miejscowym drinkiem - sfermentowanym mlekiem kokosowym - ohyda. I właśnie w tym barze i się okazalo , ze cholerne plotki o mnie juz dotarły do miejscowych dam. Mocno przesadzone plotki! Podobno Casanova przy mne wysiada! No bez przesady! Nagle do mnie dotarło , ze pare dam w tym barze oczekuje, ze tu i teraz sprostam tej legendzie i normalnie zdrętwiałem. Moze 20 lat temu to by mi sie nawet podobalo ale dziś?
Nie było wyjścia musiałem sie ewakuować do chaty. W ten sposón spędziłem ten pierwszy wieczór urlopu samotnie pod telewizorem.
Rano znakomicie wyspany i po dobrym śniadaniu wyruszyłem do dzungli.
Podczas ostatniej wyprawy dotarlem do światyni migiem. Myślałem więc , ze i tym razem tak będzie. Ale nie bylo niestety.Całe przedpoludnie spędziłem przełażąc przez jakies bramy, a wraz ze mną przelaziło całe stado malp , ktore oczekiwaly najwyrażniej ,ze będę je ratował z kazdej opresji w jaką wpadną. Nie chciały się ode mnie odczepić! Błakalem sie godzinami po tej cholernej dzungli - szukając tej własciwej bramy do światyni, a przy okazji w jednej z tych ślepych dolinek, w malym bajorku ujrzałem bardzo nieszczęśliwego krokodyla . Mial problem z łapami i ogonem .-Wygladał biedak jak pomyłka ewolucji. Kreatorzy tego swiata zdecydowanie olali detale przy iego tworzeniu. Chyba wymuszono z nich ta "kreację" nie płacąc za nią. . No i wyszło jak wyszło .. jaka kasa- taki krokodyl..
Małpy sie odczepily ode mnie dopiero u podnóża światyni, gdzie ujrzałem znane mi juz misy ofiarne. Ostatnim razem bałem sie ich tykać. Teraz juz jako doświadczony archeolog postanowiłem przebadać je dokładniej. Duży bąd! Nie trafiłem we wzorek i bach oberwałem zatrutą strzałką. Stwórca sie zdnerwował jak cholera. Ja też, bo szansa była , że wykituję w tej dżungli samotnie, jeśli nie zdobędę szybko antidotum. Wracam więc gazem do wynajętej chałupy, lecę do kompa żeby te antidotum zamówić, a tu chała. Kompy w Selvadoradzie nie maja polączenia z hurtownią lekow! Wściekły byłem równo! Ręce mi się trzęsly bo już mi ta trutka zaczynała dawać się we znaki. Nie było wyboru musiałem wracać do NewCrest .
No i tam drugi szok przezyłem. Zostawiłem dzieciaka , a powitał mnie nieźle wyrośnięty nastolatek, który wcale nie wygladał na uszcześliwonego moim widokiem.
Pech przywlókł sie za mną do domu. Siadam do mojego kompa żeby te antidotum nabyć i nie mam takiej opcji! Lekarstwo mogę zamówić. Antidotum nie! Nabyłem te lekarstwo w nadziei , ze mi pomoże i jedyne co uzyskałem po wypiciu tego świństwa, to dolożenie mi na góre do złego zamopoczucia z powodu trutki dodatkowej porcji złego samopoczucia z powodu przedawkowania lekarstwa! Po prostu wspaniale! Wściekły byłem na Jona też. Ja tu prawie umieram, a cholernego synka to guzik obchodzi! Esemesy wysyła i przez telefon gada tłumacząc się, ze coś mu tam nie wyszło i trzeba wszystko odwołać.
A ogród jak wyglądał, to juz lepiej nie wspominać! Spać nie mogłem ze zdenerwowania więc zagoniłem potomka do pomocy, by choć ten nieszczęsny ogrod przed moją śmiercią do porządku doprowadzić!
Zdecydowanie ogrodnik z niego był żaden. Zero zainteresowania . Dla niego prawdopodobnie mogło by to wszystko uschnąć równo, a on cały happy siedząc na moim grobie mógłby wtedy żywić sie fast foodem popijając to świństwo coca colą!
Gdy uporałem sie z ogrodem wreszcie zachciało mi sie spac i nie spisawszy niestety testamentu w ktorym chciałem caly dorobek przekazac Leonowi - niewdzięczny potomek moze sobie zamieszkac z Victarionem - walnąłem sie do łozka. Nie byłem więc świadkiem pięknej sceny pod tytulem "młody gniewny"
ani tez jak sie ta frustracja mojego synalka skończyła. Gdybym widział , umarłbym ze śmiechu.
Znam więc to tylko z pózniejszej zabawnej opowiesci Jona, która poznalem gdy juz nasze ralacje były bardzo dobre, a on dorosły już na tyle by umieć śmiać się sam z siebie.
Następnego dnia oznaki zatrucia ustąpiły i moglem się rozstać z wizja własnego pogrzebu.
Jon męczył się w szkole, gdy ja caly w skowronkach udalem sie do SPA . W planie miałem bieganie po bieżni, trening jogi i malutki flircik - tylko po to żeby nie wyjść z wprawy i żeby się upewnić, ze jeszcze zupełnie nie zdziadziałem.
Lekcja jogi to byla duza porażka dyrekcji SPA. Instruktorka nam się zbugowała i zostalibysmy na wieczność na tych dywanikach , gdyby Stwórca jej nie zresetowal mocnym kopem. Po tym kopie Instruktorka sie obraziła i zwoniła z pracy. SPA odwołało lekcje jogi i zaczęło gorączkowo szukac nastepnego frajera na to stanowisko. . Ciekawe kogo i kiedy takowego znajdą..
P.S dopisek Stwótcy kolizja MC- Population z jogą. Baba rodziła w przerwach pomiędzy skurczami czytając ksiązkę. Porodu instruktorki gra nie przewidziala wiec sie zbugowała.
Z braku innej roztywki pospiewalem sobie z kandydatką wytypowana na flircik w duecie. Z mety mi jednak ochota na ten flircik przeszla gdy dama zaczela fałszowac niemiłosiernie tracąc w moich oczach mocno na urodzie podczas tego występu. Wyglądała na taką, co to nie popuści jak kogos dorwie.
Kiedy w alejce pojawila sie Amay przyćmiewjac swymi walorami całą konkurencje, bez namysłu wyrwałem ją z tego SPA do chaty. Jon jeszcze w szkole, chata pusta. Troche dobrego seksu powinno postawić mnie na nogi. Chata nie była jednak tak zupelnie pusta, bo zapomnialem o Leonie. W ten sposób wyprodukowaliśmy wraz z Leonem pierwszy trójącik w simowym świecie. Gdyby ktoś by to zobaczył ze starego Zarzadu byłbym tam skończony razem ze Stwócą. Mało, ze zbok , to jeszcze zoofil.
Zgorszylem też nieletniego! Dokladnie nie ja ale moja pani , ktora olała nakaz modu nakazujący jej się ubrać przyzwoicie po igraszkach i paradowala po chacie demonstrujac nie tylko gołe plecy ale i to co poniżej pleców. Według mnie nie miała sie czego wstydzic. Figure miała boską. Bałem sie jednak , ze biedny Jon moze przezyc szok..
Jednak to nie on ale ja przeżyłem szok, gdy niwinny w moim mniemaniu małolat zaczął sie dopytywac jak udalo mi sie rozebrac dziewczę do rosołu, gdy jemu sie ta sztuczka dotąd nigdy nie udała! OMG!. Stworzyłem sobie konkurencję! Dwoch Vimesów w jednej chacie.. Mam nadzieję, ze się końcu nie pozabijamy o jakąś spódniczkę..
Troche w tym mojej winy, bo nie dotrzymalem slowa - wiem jestem świnią - opuściłem go, by wrócić do Selvadorady i tym samym przegapiłem jego urodziny, a to co zastałem w domu po powrocie troche mnie szoknęło.
Ale po kolei . Niefart miałem od startu podczas tego urlopu. Najpierw euforia bo natknęlem sie na obiecujacy teren i to pod samą chatą, zaraz za ogródkiem. Powinienem przewidzieć co tam zakopano ale chyba miałem zaćmienie umysłu. Krotko mówiąc zrobiłem z siebie idiotę.
Pech mnie nie opuszczal, bo gdy polazłem na targ po kwiatki do odpędzania owadów, ktore mi "wyszły" podczas ostatniej wyprawy oczywiscie wszystko inne było oprócz tych cholernych kwiatków!
Zwyczajowo wpadłem do baru zeby spłukać smak niepowodzenia miejscowym drinkiem - sfermentowanym mlekiem kokosowym - ohyda. I właśnie w tym barze i się okazalo , ze cholerne plotki o mnie juz dotarły do miejscowych dam. Mocno przesadzone plotki! Podobno Casanova przy mne wysiada! No bez przesady! Nagle do mnie dotarło , ze pare dam w tym barze oczekuje, ze tu i teraz sprostam tej legendzie i normalnie zdrętwiałem. Moze 20 lat temu to by mi sie nawet podobalo ale dziś?
Nie było wyjścia musiałem sie ewakuować do chaty. W ten sposón spędziłem ten pierwszy wieczór urlopu samotnie pod telewizorem.
Rano znakomicie wyspany i po dobrym śniadaniu wyruszyłem do dzungli.
Podczas ostatniej wyprawy dotarlem do światyni migiem. Myślałem więc , ze i tym razem tak będzie. Ale nie bylo niestety.Całe przedpoludnie spędziłem przełażąc przez jakies bramy, a wraz ze mną przelaziło całe stado malp , ktore oczekiwaly najwyrażniej ,ze będę je ratował z kazdej opresji w jaką wpadną. Nie chciały się ode mnie odczepić! Błakalem sie godzinami po tej cholernej dzungli - szukając tej własciwej bramy do światyni, a przy okazji w jednej z tych ślepych dolinek, w malym bajorku ujrzałem bardzo nieszczęśliwego krokodyla . Mial problem z łapami i ogonem .-Wygladał biedak jak pomyłka ewolucji. Kreatorzy tego swiata zdecydowanie olali detale przy iego tworzeniu. Chyba wymuszono z nich ta "kreację" nie płacąc za nią. . No i wyszło jak wyszło .. jaka kasa- taki krokodyl..
Małpy sie odczepily ode mnie dopiero u podnóża światyni, gdzie ujrzałem znane mi juz misy ofiarne. Ostatnim razem bałem sie ich tykać. Teraz juz jako doświadczony archeolog postanowiłem przebadać je dokładniej. Duży bąd! Nie trafiłem we wzorek i bach oberwałem zatrutą strzałką. Stwórca sie zdnerwował jak cholera. Ja też, bo szansa była , że wykituję w tej dżungli samotnie, jeśli nie zdobędę szybko antidotum. Wracam więc gazem do wynajętej chałupy, lecę do kompa żeby te antidotum zamówić, a tu chała. Kompy w Selvadoradzie nie maja polączenia z hurtownią lekow! Wściekły byłem równo! Ręce mi się trzęsly bo już mi ta trutka zaczynała dawać się we znaki. Nie było wyboru musiałem wracać do NewCrest .
No i tam drugi szok przezyłem. Zostawiłem dzieciaka , a powitał mnie nieźle wyrośnięty nastolatek, który wcale nie wygladał na uszcześliwonego moim widokiem.
Pech przywlókł sie za mną do domu. Siadam do mojego kompa żeby te antidotum nabyć i nie mam takiej opcji! Lekarstwo mogę zamówić. Antidotum nie! Nabyłem te lekarstwo w nadziei , ze mi pomoże i jedyne co uzyskałem po wypiciu tego świństwa, to dolożenie mi na góre do złego zamopoczucia z powodu trutki dodatkowej porcji złego samopoczucia z powodu przedawkowania lekarstwa! Po prostu wspaniale! Wściekły byłem na Jona też. Ja tu prawie umieram, a cholernego synka to guzik obchodzi! Esemesy wysyła i przez telefon gada tłumacząc się, ze coś mu tam nie wyszło i trzeba wszystko odwołać.
A ogród jak wyglądał, to juz lepiej nie wspominać! Spać nie mogłem ze zdenerwowania więc zagoniłem potomka do pomocy, by choć ten nieszczęsny ogrod przed moją śmiercią do porządku doprowadzić!
Zdecydowanie ogrodnik z niego był żaden. Zero zainteresowania . Dla niego prawdopodobnie mogło by to wszystko uschnąć równo, a on cały happy siedząc na moim grobie mógłby wtedy żywić sie fast foodem popijając to świństwo coca colą!
Gdy uporałem sie z ogrodem wreszcie zachciało mi sie spac i nie spisawszy niestety testamentu w ktorym chciałem caly dorobek przekazac Leonowi - niewdzięczny potomek moze sobie zamieszkac z Victarionem - walnąłem sie do łozka. Nie byłem więc świadkiem pięknej sceny pod tytulem "młody gniewny"
ani tez jak sie ta frustracja mojego synalka skończyła. Gdybym widział , umarłbym ze śmiechu.
Znam więc to tylko z pózniejszej zabawnej opowiesci Jona, która poznalem gdy juz nasze ralacje były bardzo dobre, a on dorosły już na tyle by umieć śmiać się sam z siebie.
Następnego dnia oznaki zatrucia ustąpiły i moglem się rozstać z wizja własnego pogrzebu.
Jon męczył się w szkole, gdy ja caly w skowronkach udalem sie do SPA . W planie miałem bieganie po bieżni, trening jogi i malutki flircik - tylko po to żeby nie wyjść z wprawy i żeby się upewnić, ze jeszcze zupełnie nie zdziadziałem.
Lekcja jogi to byla duza porażka dyrekcji SPA. Instruktorka nam się zbugowała i zostalibysmy na wieczność na tych dywanikach , gdyby Stwórca jej nie zresetowal mocnym kopem. Po tym kopie Instruktorka sie obraziła i zwoniła z pracy. SPA odwołało lekcje jogi i zaczęło gorączkowo szukac nastepnego frajera na to stanowisko. . Ciekawe kogo i kiedy takowego znajdą..
P.S dopisek Stwótcy kolizja MC- Population z jogą. Baba rodziła w przerwach pomiędzy skurczami czytając ksiązkę. Porodu instruktorki gra nie przewidziala wiec sie zbugowała.
Z braku innej roztywki pospiewalem sobie z kandydatką wytypowana na flircik w duecie. Z mety mi jednak ochota na ten flircik przeszla gdy dama zaczela fałszowac niemiłosiernie tracąc w moich oczach mocno na urodzie podczas tego występu. Wyglądała na taką, co to nie popuści jak kogos dorwie.
Kiedy w alejce pojawila sie Amay przyćmiewjac swymi walorami całą konkurencje, bez namysłu wyrwałem ją z tego SPA do chaty. Jon jeszcze w szkole, chata pusta. Troche dobrego seksu powinno postawić mnie na nogi. Chata nie była jednak tak zupelnie pusta, bo zapomnialem o Leonie. W ten sposób wyprodukowaliśmy wraz z Leonem pierwszy trójącik w simowym świecie. Gdyby ktoś by to zobaczył ze starego Zarzadu byłbym tam skończony razem ze Stwócą. Mało, ze zbok , to jeszcze zoofil.
Zgorszylem też nieletniego! Dokladnie nie ja ale moja pani , ktora olała nakaz modu nakazujący jej się ubrać przyzwoicie po igraszkach i paradowala po chacie demonstrujac nie tylko gołe plecy ale i to co poniżej pleców. Według mnie nie miała sie czego wstydzic. Figure miała boską. Bałem sie jednak , ze biedny Jon moze przezyc szok..
Jednak to nie on ale ja przeżyłem szok, gdy niwinny w moim mniemaniu małolat zaczął sie dopytywac jak udalo mi sie rozebrac dziewczę do rosołu, gdy jemu sie ta sztuczka dotąd nigdy nie udała! OMG!. Stworzyłem sobie konkurencję! Dwoch Vimesów w jednej chacie.. Mam nadzieję, ze się końcu nie pozabijamy o jakąś spódniczkę..