
Już od zarania dziejów ludzie marzyli o idealnym świecie, w którym nie byłoby wojen, kataklizmów natury, tyranii. Panowałby natomiast ład, porządek, dobrobyt i szczęście. O ile w realnym życiu takie marzenie wydawało się trudne spełnienia ( z wielu powodów), o tyle w wirtualnym życiu sprawa okazała się zdecydowanie prostsza.
W ziemię nie uderzył meteoryt, obyło się też bez ewolucji w naturze,nie towarzyszyły temu żadne procesy tektoniczne, a mimo to cud się zdarzył, powstało miejsce dla idealnych ludzkich replikantów, które mogły żyć swoim życiem i rekompensować sobie wszystko to, czego brakowało ich alter ego. Jednym słowem powstała - Simtopia.
W miarę rozrastania się populacji budowano nowe nowe miast, które nie tylko cechowały się różnorodnym terenem ale przede wszystkim przystosowane były do potrzeb ich mieszkańców jak np: Wierzbowa Zatoka pustynna Oaza Zdrój cudowna Promenada Magnolii czy nowoczesny NewCrest. Na północy kraju powstał zjawiskowy Windenburg a na południu Forgotten Hollow - miasto okryte złą sławą. Legenda głosiła, że miasto zostało zbudowane na dawnym cmentarzysku i dlatego "mroczni" upodobali sobie jego okolice. Pomyślano także o braciach mniejszych i wybudowano dla nich urocze Brindleton Bay Nie można pominąć również San Myshuno, które zapewniało replikantom rozrywkę i było połączeniem luksusowych apartamentowców z mieszkaniami dla mniej zamożnych obywateli. Ponieważ po tygodniach żmudnej pracy, nawet replikant marzy o wypoczynku, dodano Granitowe Kaskady, które były nie tylko idealnym miejscem na urlop na łonie natury, ale również przy odrobinie szczęścia umożliwiały poznanie i odwiedzenie pustelnika/pustelniczki. Podejrzewam, że za sprawą panującego w tym świecie klimatu - wieczne lato oraz słonecznej pogody , u obywateli tego państewka permanentnie wydzielała się dopamina, która jak wiadomo jest hormonem szczęścia. Nikt tu nie znał zimy, nie spadła ani jedna kropla deszczu. A jedyne kałuże powstawały tylko wtedy kiedy, kran się zepsuł, pies po kąpieli się otrząsnął z resztek wody, lub przydarzył się losowy wypadek.
W tej krainie "wiecznej szczęśliwości" wszystko było idealne ( a przynajmniej tak planowano): pogoda, ludziki, relacje społeczne, domostwa. Nawet nieliczne "zębate istoty" traktowały swoje "pożywienie" grzecznie i z należnym im szacunkiem

Do tej właśnie krainy los pokierował obieżyświata - Grega.
Nie miał on sprecyzowanych planów życiowych. Brał od życia, tylko tyle ile mu ono chciało ofiarować. Starał się niczego nie planować na przyszłość, która stanowiła dla niego jedną wielką niewiadomą. Żył teraźniejszością i czerpał z niej pełnymi garściami. Jego dewizą życiowa było, nie czynić drugiemu krzywdy, bo kto sieje wiatr, ten zbiera burzę.
Starał się też niczym nie wyróżniać, aby dzięki temu unikać wielu przykrych wyborów i sytuacji. Nie czuł nawet specjalnie potrzeby, aby dostawać od życia coś, co może mu się powinno należeć. Uważał, że jeszcze jest za młody aby zapuszczać na stałe korzenie w jednym miejscu. Dlatego też mógł wieść życie wolnego ptaka, który lata nisko nad ziemią.
Nie był typem amanta filmowego. Był zwyczajnym szarym człowiekiem, jakich spotykamy na co dzień. Nie przywiązywał znaczenia do rzeczy materialnych jak również do swego wyglądu. Obca mu była próżność.
W swej wędrówce po kraju, często korzystał z ludzkiej życzliwości pomieszkując, co jakiś czas gdzie indziej. Pozwalało mu to poznawać wciąż nowych ludzi, ich zwyczaje i marzenia. Dzięki swojej ujmującej osobowości, szybko nawiązywał znajomości i potrafił zaskarbić sobie sympatię rozmówców.