Rozdział 7
-Arlena nie żyje!
Te słowa, wykrzyczane przez Emily Brewster poderwały wszystkich gości na nogi. Spłoszeni tłoczyli się wokół zdyszanej kobiety, a pytania w rodzaju
-
co, - gdzie, - jak - krzyżowały się wokół niej jak ostrza sztyletów.
-Prędko, niech ktoś sprowadzi lekarza! -I zawiadomi policję!
- trzeba też powiadomić męża Arleny! -Ja nie czuję się na siłach!
Poirot podszedł energicznym krokiem do roztrzęsionej Emily.
- Proszę powiedzieć, skąd takie przypuszczenie!
- Tam? - TO ZNACZY GDZIE???
- Przecież z godzinę temu widziałem ją przy łódce! - Wybierała się na przejażdżkę - miała się opalać!
- Czułem jednak, że coś innego się za tym kryje!
- Proszę powiedzieć na spokojnie, co się właściwie wydarzyło! - Poirot swoim opanowaniem wyprowadził wreszcie kobietę z szoku.
Przerywając, potykając się o własne słowa Emily wydusiła z siebie krótkie wyjaśnienie.
- Wszyscy gdzieś się wybierali po śniadaniu, więc i ja postanowiłam skorzystać z ładnej pogody... Koniecznie chciałam zobaczyć tę słynną Lazurową Grotę...
- Gdybym wiedziała...
Tu panna Brewster zaszlochała, więc Poirot dość obcesowo rzucił
-No i??
- Pan Redfern też się wybierał na przejażdżkę, i był tak uprzejmy, że zaproponował mi wspólną wycieczkę! - Pływaliśmy może z pół godzinki, gdy coś zaniepokoiło pana Redferna...
Zobaczyliśmy, że na plaży ktoś jest, więc chcieliśmy... postanowiliśmy... się przyłączyć...
Emily gładko ominęła fakt, że w rozciągniętej na ręczniku plażowym kobiecie z daleka rozpoznała Arlenę. Pomógł jej w tym jaskrawy kostium kąpielowy, i ogromny, chiński kapelusz! Nikt nie miał czegoś podobnego i równie wyzywającego!
Emily - z gruntu dobra i prostolinijna kobieta nie chciała zostawiać Patricka sam na sam z tą... pajęczycą, jak ją już sklasyfikowała. Toteż zaproponowała podpłynięcie , aby we dwoje przywitać półnagą POKUSĘ!
- Niech wie, że ja CZUWAM - dodała w myślach - nie uda jej się uwieść kolejnego, cudzego męża!
Arlena leżała na kocu rna brzuchu, wypinając ku słońcu krągłe pośladki.
-Arlena w ogóle nie zareagowała, więc trochę było głupio tak stać i patrzeć, więc ... eee tego - Emily znów zaczęła się jąkać, przywoławszy przed oczy niedawne sceny...
- Trzeba ją obudzić, bo poparzenie słoneczne murowane - powiedziałam panu Patrickowi (- sumienie wreszcie obudziło się w Emily..)
Patrick próbował ją obudzić, ale ona nadal się nie ruszała! - I wtedy Patrick...yyy... pan Redfern powiedział, że... yyyy... ona nie żyje!
Patrick chciał popłynąć, ale ja za nic nie zostałabym z tą... nieżywą Arleną.... Panicznie boję się - i brzydzę trupów!
- Jak pani tu dotarła - rzeczowo zapytał Hastings
- Scieżką wśród skałek byłoby bezpieczniej, ale dłużej...
Pobiegłam więc pomostem nad wodospadami!
- Dzielna kobieta - pochwalił Hastings - tam jest naprawdę niebezpiecznie!
Emily - zdawszy tę chaotyczną relację nieco się uspokoiła.
Pani Clarke niezwłoczniei wezwała policję oraz miejscowego, współpracującego z kurortem lekarza. Po dokonaniu oględzin doktor wrócił do kurortu mocno zafrasowany.
-Niestety - nie mam dla pani najlepszych wieści - to nie był atak serca, lub zgon spowodowany przegrzaniem... To było morderstwo!
Gdyby piorun trzasnął znienacka w misternie ułożoną fryzurę pani Clarke - wykazałaby mniej zaskoczenia!
-Jak to, doktorze Burnett! _Morderstwo? - w MOIM pensjonacie???
- Nie mam co do tego żadnych wątpliwości - śłady duszenia na szyi są aż nazbyt widoczne! -Jakiś łotr pozbawił tę kobietę życia w sposób nagły i brutalny!
Praktyczna pani Clarke skupiła się na innym aspekcie zdarzenia... Trzeba powiadomić męża ofiary... Trzeba zgłosić tę sprawę władzom miasta... Trzeba coś zrobić z ciałem...
- Ciało - prawda - policja pewnie zabrała do kostnicy, do przeprowadzenia autopsji przez koronera... Ale jak powiadomić o tym najbliższych...
-Jak mam to powiedzieć biednemu Kennethowi... I jego synowi! Arlena nie żyje! Uduszona przez jakiegoś łotra!!
Nagle uderzyła ją jakaś myśl - skąd wiadomo, że to był ON, a nie ONA?
-Ślady na szyi wskazują na męskie dłonie! Duże, silne MĘSKIE dłonie!
Dorothy stałą jak słup soli, co doktor skwapliwie wykorzystał.
Doktor Benedict Burnett - zażywny jegomość w średnim wieku - miał dość na co dzień przypadków śmierci w swoim szpitalu, i nie znosił roztrząsania aspektów zgonu pacjentów!
A już szczególnie momentów, gdy trzeba było powiadomić najbliższych o zgonie.
Wygłosiwszy więc ostanie zdanie - oddalił się szybkim krokiem, pozostawiając panią Clark w oszołomieniu...
Dorothy siedziała dłuższą chwilę przy swoim biurku, zbierając myśli, i roztrząsając każdy aspekt sprawy.
Nagle przyszło jej coś do głowy, i odetchnęła z ulgą.
-Całe szczęście, że jest tu Hercules Poirot!
Znalazła małego Belga bez trudu - stał wśród grupki gości kurortu, którzy otoczyli Kennetha Marshalla z żałobnymi minami, nie ukrywając podniecenia całą sytuacją. Wszak nie codzinnie trafia się taka gratka!
Wśród nich wyróżniał się swoim żałobnym strojem wielebny Stephen Lanely.
- Choć raz ubrany stosownie - skonstatowała Dorothy nieomal z irytacją.
Kenneth przyjął wiadomość o śmierci Arleny spokojnie, ale z niedowierzaniem słuchał informacji o okolicznościach.
-Zamordowana??? - Moja Arlena zamordowana? - To niemożliwe!
Lionel zaś, mimo pozornego zasmucenia - nie potrafił ukryć satysfakcji.
-Dobrze jej tak - szepnął do siebie, sądząc, że nikt tego nie usłyszał, ale ruch jego warg zauważyło bystre oko detektywa Poirota.
Detektyw wraz Hastingsem stali nieopodal, w tłumku podekscytowanych kuracjuszy, i przysłuchiwali się rozmowom.
Poirot wydawał się błądzić gdzieś myślami, ale tylko pozornie! Jego mózg pracował na wysokich obrotach.
Obserwował zachowania wszystkich gości starając się, aby nic mu nie umknęło.
Dorothy Clarke podeszła ze zmarszczonym czołem. Czekała ją trudna rozmowa.
- Wiem panie Poirot, że jest tu pan na kuracji - zaczęła cicho, z napięciem w głosie...
- Szanuję pańskie zdrowie, ale jestem w rozpaczliwym położeniu!
-Jeśli wiadomość o morderstwie w moim pensjonacie rozejdzie się, to mogę zacząć pakować walizki!
- Już w ubiegłym roku zanotowaliśmy znaczny spadek klientów... Muszę zachować daleko posuniętą ostrożność.
-Śledztwo prowadzone przez tych niezdarnych policjantów tylko rozbudzi plotki, a tu potrzeba dyskrecji! Arlena została zamordowana. - Konkretnie - uduszona! - I być może - przez któregoś z gości, zważywszy na okoliczności...
- Czy mógłby pan poprowadzić śledztwo? - Wierzę w pana geniusz.. - I takt!
Hastings z Poirotem odeszli na bok.
- Cóż, czułem, że coś wisi w powietrzu! - mój instynkt mnie nie zawodzi, on nie bierze urlopu!!