Dziękuję Pawełku

Ale dobrze, że yorka nie kupiłeś. Jest pełno pseudohodowli oferujących dziwne wypłosze, które z yorkami mają tyle wspólnego ile kawa inka z kawą arabicą

Był okres wielkiej mody na yorki, i namnożyło się tych "hodowli" jak grzybów po deszczu.
Żal mi tych dziwnych "wypłoszy" - raczej królikopodobnych lub kotopodobnych ... Jeśli już decyduję się na zakup konkretnej rasy, płacąc niemało (york z hodowli kosztuje ok 2 - 2,5 tys.) - to z dobrej, sprawdzonej hodowli. W pseudohodowli kosztuje mniej niż połowę tego. Dziś jednak nie kupiłabym yorka nawet od pani Fangor (pierwsza hodowczyni yorków w Polsce), ani z najsłynniejszej polskiej hodowli Bakarat.
To nie to, że czas yorków już minął. Po prostu yorki to same kłopoty - zdrowotne, higieniczne, towarzyskie... Mają problemy z uzębieniem - u większości szczeniaków ok 7 mies. trzeba zaliczyć wizytę u weta-dentysty aby usunąć mleczne zęby, bo w większości przypadków same nie wypadną i psinka ma paszczę podobną do krokodylej - z podwójnym rzędem kiełków. Trza uważać na to by tego nie daj boże nie nadepnąć, bo złamanie kończyny murowane. Żeby jadło gotowaną karmę a nie suchą, bo zaraz choruje... Więc wieczny problem w podróży - gdzie psu ugotować jedzonko. Dzieci do towarzystwa raczej nie wskazane, bo mogą psiaka uszkodzić. I yorki - jakby instynktownie - nie przepadają za dziećmi...
Sikanie... Ech - to ci daruję. Wywaliłam wszystkie przesikane dywany - tylko tyle napiszę...
Trza kąpać, czesać, wcierać, nacierać bo o włos trzeba dbać jak o żaden inny - yorki mają sierść, której bliżej do ludzkich włosów niż futerka. Jeśli nie dbasz o nią właściwie - włos matowieje, staje się suchy, łamliwy... Nici z ładnego wyglądu, jaki znamy z obrazków... Zimą trza toto odziać, bo pieski nie mają podszerstka, który by je ochronił pred zimnem. No i paradują potem w sweterkach, kubraczkach. Dziś już te ubranka nie szokują, ale kiedyś - ile przeżyłam drwin - bo mieszkam prawie na wsi, a w każdym szanującym się obejściu - do niedawna solidny brytan na jeszcze solidniejszym łańcuchu... A tu spaceruje taka paniusia z pieskiem w kubraczku, z kokardką i kitką...
Jednak nie kupiłam mojej suni po to by jeździć z nią po wystawach. Byłam - owszem - raz - z poprzedniczką Lolki, moją Maksunią (którą zagryzła wilczurzyca moich sąsiadów- ale to osobna historia).
Po tym pobycie na wystawie powiedziałam sobie - pierwszy i ostatni raz! To jest jakieś szaleństwo... Chorzy ludzie, którzy przekręcili na odwyrtkę ideę hodowli, jako podtrzymania zanikających ras czy utrzymania rasy w czystości gatunkowej.
Miałam w swoim życiu sporo psów, nie tylko z rodowodem - także zwykłe kundelki - znajdy. Pierwszym hodowlanym psem była bokserka Kama. Była tak mądrym stworzeniem, że trudno aż było uwierzyć, że nie przemówi w którymś momencie. A co najgorsze - uznałam, że wszystkie psy są takie "mądre" - z urodzenia. I przeżyłam gorzkie rozczarowanie przy kolejnym psie.
I nie miało tu znaczenia, czy to kundelek, czy czy z hodowli z rodowodami...
Nie wiem, czy zdecyduję się na jakiegokolwiek innego psa po odejściu Lolki - co może nastąpić już niedługo - yorki żyją maksymalnie 14 lat.
Bardzo podobają mi się Cavalier King Charles spaniele. Jeśli oglądałeś disneyowską kreskówkę Zakochany kundel - to ukochaną tytułowego Kundla była właśnie sunia tej rasy.
Ale gdy poczytałam, jakie problemy zdrowotne dotyczą populacji kingczarlsów - to zwątpiłam. Czy akurat to jest mi jeszcze potrzebne na stare lata?
Kota już nie będę miała.
Mam ogród, i gdy kocica znosiła mi upolowane przez siebie ptaki - ofiarowując mi je w prezencie - byłam zła na nią, ale cóż można było poradzić przeciw kociej naturze. Nie mogłam jej upilnować aby nie wychodziła do ogrodu, i zresztą nie miałam sumienia ją więzić... Ale pękło mi serce, gdy przyniosła mi upolowanego rudzika (robina po angielsku). Ślicznego ptaszka, z którego byłam taka dumna, że zalatuje do mojego ogrodu, i gdzieś w pobliżu uwił gniazdo.
Kocica zginęła pod kołami samochodu, które nonstop pędzą po mojej ulicy. Jest ona czymś w rodzaju obwodówki - mój domek jest w szeregu domów na skraju miasta - właściwie mieszkam jak na wsi. Po drugiej stronie mam lasek, a tam ptaki... Nieodparta pokusa dla kota. No i stało się - tak jak u pozostałych sąsiadów, którzy pożegnali się z myślą o kocie już dawno.
Miałam też - pewnie jak wszyscy rodzice nastolatków - myszy, chomiki, świnki, papugi, rybki... Teraz została już tylko Lola...