"Pójdźcie, o dziatki, pójdźcie wszystkie razem
Za miasto, pod słup na wzgórek,
Tam przed cudownym klęknijcie obrazem,
Pobożnie zmówcie paciórek.
Takie tam wprowadzenie.
No dobra, to kiedy miałem pisać? Kiedy? Sam sobie zadaję to pytanie! Czy może w przerwie miedzy kąpaniem młodszego brata, karmieniem go i udzielaniem mu lekcji z fiszkami (o które prosi, a z których i tak niewiele wynika, bo pokazujesz małemu jakieś warzywa - zwykle brokuł - i każesz mu mówić co to, a on i tak nie może się tego nauczyć)? Jakby brokuł to było Najważniejsze Słowo Świata - a u nas nawet brokułów nie ma... naukowcy nie wynaleźli, choć potrafią mrozić Simów, latać w kosmos i przywozić stamtąd żywe, pierdzące kałamarnice czy choćby klonować istoty humanoidalne! Słyszałem o jednym Simie, który sam się sklonował, potem stwierdził, że klon od biedy będzie bratem bliźniakiem. Niestety, klona wykończyła jego szwagierka, bo podstępnie - albo coś jej KAZAŁO! - ugotowała tę zatrutą rybę i chłop postanowił poklonować żarcie w kuchni. A to, że skilla nie stało, to przygwoździł widowiskowo japą w michę i został po nim tylko szary nagrobek, kwiatek i zero pikselowych wspomnień. Bo w naszym świecie jak umierasz to może być tak, że najbliższa rodzina to oleje!
Ale kto by tam się ŚMIERCIĄ przejmował! Przecież żyję sobie dalej i modlę się o dzień, w którym Theon wreszcie osiągnie wiek dojrzały i się usamodzielni (a ja wtedy pójdę na emeryturę!). Jak na ironię ja, Sim aktywny w pewnych sferach, muszę wychowywać swojego brata, zamiast otrzymywać SMS-y od dziewczyn, że zostało zasiane i gdzieś biega sobie jakieś bobo, zrodzone na mój obraz i podobieństwo! I to nie tak, że czekam na te SMS-y, o NIE!
Cenne nauki
No, to skoro już się wyżaliłem, to teraz pora wejść na wyższy level tragedii. Coś czuję, że ten oto odcinek zacznie się od problemów finansowych (i na nich zakończy). Pojawienie się kota (i Theona) mocno nadwyrężyło nasz budżet (a i wcześniej nie był imponujący!). Na szczęście z pomocą przychodzi życie! Można powiedzieć, że pomysłowy Sim z Dzielnicy Biedy i Startu Życiowego (ten drugi człon to chyba ironicznie) może korzystać z dobrodziejstw Festiwali. Ostatnio nasz ulubiony to ten Smaków...
Udrap dostał miskę, wypasioną kuwetę, która strzela laserami (gdyby nie, że trochę mi głupio przyznać, że lubię gapić się na używaną kuwetę, to bym się jarał, bo kozacki to wygląda!) i drapak! Musiałem też kupić zabawki i łóżko temu małemu kosmicie (żeby nie spał na wycieraczce - ostatnio wyszedłem na imprezę - o tym później - zarabiać na własną kolację a ten podobno padł pod drzwiami i zasnął! Euron mówił, że afera była taka, że jakby zaczął nagrywać to i wrzucił do Simnetu, zarobiliśmy na tym jak te patoSimy, które nagrywają chore rzeczy z Simświata, jak zabieranie Simom drabinek z basenów w Dawnych Czasach, a potem nabijają hajs od głupich dzieciaków, które twierdzą, że to film historyczny z Simświata a tak naprawdę to lubią oglądać nieszczęścia i za to płacić!). Pokrętna logika tego Eurona... ostatnio to on zajmuje się w domu liczeniem kasy i może dlatego chodzi trochę zdołowany. Nawet awansował na biznesmena.
Ten frajer myślał, że granie na skrzypcach jest opłacalne, Haha! Ja na ten przykład to chętnie bym mu zapłacił, żeby przestał wreszcie piłować ale nie mam z czego więc pozostaje mi liczyć na Simopatrzność i modlić się, żeby jeszcze nie wyłączyli nam prądu (bo już groźby karalne otrzymujemy, Simpremierze jak żyć?), bo prawdopodobnie adoptowany twór pikselowy znalazł sobie nową rozrywkę: oglądanie filmów sensacyjnych w SimTV. Niewiele z tego wnosi, ale przynajmniej dał spokój instrumentowi i nie gra już na moich nerwach..
Tymczasem ja mam czas na szkolenie Theona. Ten to przynajmniej coś łapie, choć idzie mu dość opornie. Postanowiłem połączyć przyjemne z pożytecznym i opowiadam mu przy okazji o życiu... o dawnych, pięknych czasach, kiedy byłem jeszcze pełnoprawnym, szanującym się nastolatkiem (który miał szansę na studia, choć matka twierdziła, że prawdopodobnie wywalą mnie po pierwszym roku, bo zaleję akademik albo zrobię coś równie zabawnego, ojciec zaś mawiał, że to w sumie niepotrzebne w naszym świecie ale jeśli już muszę tam iść, to dobrą metodą jest podobno przespać się z wykładowczynią - względnie z wykładowcą - bo to zawsze splendor, chwała i egzamin zaliczony jak złoto!). Wówczas życie udzieliło mi cennej lekcji (a raczej zrobił to policjant, który odstawiał mnie czasami do domu, po tym jak to niewinnie i uczciwie szwędaliśmy się z kolegą po mieście nocą i zdecydowanie za wolno uciekaliśmy przed jego furą), którą postanowiłem przekazać bratu!
Idealny kandydat na modela!
Pewnego pięknego dnia dostałem SMS-a od siostry Morgan, mojej koleżanki ze szkoły. Dziewczyna ma na imię Siobhan, w ogóle nie jest do Morgan podobna i prowadzi klub Ideały. Nie miałem wtedy nic innego do roboty (nie no, miałem, ale tak się pocieszam że polazłem tam z nudów a nie z ciekawości) wiec stawiłem się pod basenem w Windenburgu. To był ten sam basen, w którym spotykają się Renegaci i bawią się w hudraulików. Klub Ideały to jednak jest bogaty i wpływowy, bo mają nawet własną kanciapę - nad powierzchnią ziemi, dodam! No i dali mi soku, potem jeszcze soku, potem jeszcze soku, potem mi odbiło, potem urwał się film i następnego dnia dostałem MMS-em od Siobhan takie oto foty:
Aż się zakrztusiłem z tego wszystkiego! Śliną, bo śniadanie zdążyli zjeść moi cudowni bracia! Z pustym żołądkiem, z duszą na ramieniu i z paniką mierzącą mi czas w tym sprincie popędziłem do Windenburga, do domu Morgan, żeby pertraktować skasowanie tych fot (i wypytanie przy okazji, czy nie ma tego więcej!). Byłem gotów błagać na kolanach, zaklinać na wszystkie nie-świętości w swoim życiu a nawet obiecać, że już nigdy nie wyślę spamerskiego maila o kasę do Raja (i tak zaczyna coś podejrzewać, więc trzeba będzie zmienić ofiarę!). Jeżeli to przejdzie dalej, będę skończony!!!
W domu przywitała mnie Morgan i szybko przedstawiła rodzicom. Matka była miła (to ona ostatnio podrywała mnie na Festiwalu Miłości! O losie!) a stary cosik markotny. No, ale najpierw misja! Siobhan także była w domu, siedziała przy kompie. Powiedziała, że byłem uroczy (najładniej wyglądałem w kąpielówkach po dziadku i w masce sado-maso) i że wszyscy chcą, żebym się przyłączył do klubu a zdjęcia oczywiście skasuje pod warunkiem, że jeszcze wrócę i przymierzę fartuszek pokojówki. Powiedziałem, że mogę nawet przebrać się za hot-doga lub włożyć damskie bikini (tego to sie troche wstydze i chętnie bym się wycofał... za późno) byle już nie robili mi fot a te usunęli. Uffff... udało się!
Skoro o hot-drogach mowa, do mojego szczęśliwego nosa dotarły urocze zapachy z kuchni. Jakby ktoś o niskich umiejętnościach ugotował tosty z serem! Cóż, sam potrafię już ugotować takie żarcie, że i snobistyczna Geeta nie pogardziła (a ona jest Geeta-Geesler i zna się na wykwintnych potrawach), ale w tym przypadku poleciałem jak Spiderman na dół i zasiadłem do uczty. Niestety, po chwili dosiadł się stary Morgan...
Myślę, że mu zaimponowałem wiedzą i doświadczeniem życiowym!

Coś piszczy (i nie jest to szczur!)
Po powrocie do domu czekała mnie przykra niespodzianka... Brakowało prądu. Kazałem Euronowi zadzwonić i poinformować administratorkę, że potrącił mnie samochód, jestem w śpiączce i żeby się zlitowała, bo oni tu z Theonem (Theon jest przecież taki mały i uroczy!) jedzą obierki ze szczurzej nory, więc żeby włączyła prąd, bo boją się w nocy i takie tam... Na szczęście w tym momencie odwiedziła nas Geeta.
No to problem z głowy. Przynajmniej na jakiś czas...
Jakiś czas później...
Dzielnie opierając się namowom babci Geety, aby "już jej nie oddawać, ale za to..." przyniosłem jej w zębach kasę, pięknie podziękowałem i zwiałem, zanim zaczęłaby proponować kolejną pożyczkę. Udało się wygrać kolejny komputer na Zlocie, poza tym okradło się kilka kont internetowych, więc przez jakiś czas był spokój... do kolejnego rachunku.
Niestety, mam też inne zobowiązania. Jade nie daje mi spokoju i non-stop do mnie wydzwania, abym chodził z nią na różne imprezy, do restauracji, do parku i w ogóle się lansować. No i, oczywiście, chce się cały czas całować i ten. Wiadomo. Czasem czuję się już tym naprawdę zmęczony i mam dosyć tych nudnych wypadów do sklepów, w których muszę oglądać sceny rodem ze spotkania klubu Ideały i podziwiać kolejne kreacje, których i tak nie kupi (bo jej za bardzo nie stać, choć ona twierdzi, że jakby chwilkę się postarała, to awansowałaby momentalnie!) a potem towarzyszyć w czasie kolacji (ma być romantycznie!) aby wreszcie wylądować na imprezie tanecznej na Klifach, gdzie obowiązkowo muszę zaliczać z nią kolejne krzaki (czasem ktoś z nich wcześniej korzystał w innych celach i robi się naprawdę obrzydliwie!).
Tak, to już oficjalne! Awansowałem do rangi utrzymanka, ozdoby i dostawcy przyjemności! Taka kariera! Co do Jessiki, to już dawno jej nie widziałem (podobno się, biedaczka, skasowała. Mała strata, choć nie wiem, jak natura zdoła odtworzyć taką paskudę... Po co w sumie odtwarzać?)... A Lilith na szczęście wpada rzadko i, mimo że faktycznie po jej wizytach czuję się nieco nieswój, bywa całkiem przyjemnie. Ona jest przynajmniej konkretna.
Za to ulubionym festiwalem Jade jest ten Miłości. Szczęście, że odkryła nowe powołanie (cały czas liczy na to, że będzie mogła zrobić wielką karierę jako piosenkarką, dlatego w kółko ćwiczy głos. Szkoda tylko, że w naszym świecie na śpiewaniu się nie zarobi, haha!) i od razu znika w pobliskim klubie karaoke. Mogę się więc rozkoszować odrobiną wolności!
Natomiast potem poszliśmy na te cholerne klify i tam to się dopiero działo! Pasek energii spadł mi prawie do zera, więc zaszyłem się w pobliskie krzaki i zasnąłem jak aniołek! Cudownie... aż do świtu, kiedy obudziło mnie ŻYCIE!
Trzeba będzie rozwiązać problem Jade i poważnie z nią porozmawiać! Miłość miłością ale jestem młody, chcę się uczyć, grać na kompie, włóczyć się z Wolfem, dokuczać idiotom ze szkoły, podrywać panienki w moim wieku... i sprzątać, gotować, wychowywać małe dziecko, zarabiać na życie, ganiać szczura, zabijać karaluchy, karmić kota, pilnować, Eurona żeby odrabiał lekcje, pilnować, żeby trzymał się z daleka od skrzypiec, pilnować...
Powrót taty.
Wtem słychać turkot, wozy jadą drogą
I wóz znajomy na przedzie;
Skoczyły dzieci i krzyczą jak mogą:
"Tato, ach, tato nasz jedzie!
No żesz w mordę Sima, ja pierdzielę, BLURF! i <piiiiip>, <piiiiip> i jeszcze <piiiiiiiiiiip>
OJCIEC WRÓCIŁ!!! To niesamowite!!!
...
<w tym miejscu nastąpiło kilka wzruszających zdań, które nie pasują do konwencji, więc je pominę>
Zaraz się popłaczę!
Khem. Ale to super, WRESZCIE będę miał normalny DOM! Stary pójdzie do pracy, pomoże przy Theonie i będzie NORMALNIE!
(I te 20.000 hajsu co ma w kieszeni, jesteśmy BOGACI! O SIMIE drogi!!! Nie mogę!!! Juhuuuuuu!!!)
Smutna prawda raz jeszcze, tym razem o życiu.
Zacząłem od śmierci? To nią zakończę... zaraz nauczę się robić nigiri z rozdymki albo... O Simie Jedyny, to mój stary w końcu... co ja piszę!?!
Nie no, zabiję jego albo SIEBIE!
Tytuł następnego odcinka: Krótka rozprawa o zabijaniu.